piątek, 29 maja 2009

na Międzynarodowy Dzień Dziewczynki 01.06.2009

I tak rodziły się dziewczynki
i znowu i znowu
i następne
siostry Syna
siostrzenice
cioteczne wnuczki
Dziewczynki
I cały czas w ukryciu
nienazwane
bezimienne
obdarzone tajemnicą
umierającą z nimi
rodzącą się z nimi
Niosły ten ciężar przez wieki
tysiąclecia
wykluczone
zaprzeczone
wyparte

/wrzesień 2007/

czwartek, 28 maja 2009

Dziecku

Nigdy Cię nie urodzili
a nawet Cię nie urodziła
Urodziłeś się
na olimpiadzie juniorów
w konkurencji życie
stanąłeś na podium
za Tobą przepłynięty ocean
przed Tobą same maratony
sprinty dla serca
płotki dla poglądów
góry wiedzy
książka którą napiszesz
albo przeczytasz
albo i nie

poniedziałek, 25 maja 2009

Woda Wiatr

Wiatr ślepł od suchego skwaru stronic.
Wodzie pociekły łzy
Pociła się
Wypełniały ją wszystkie brzegi wiadomości.
Mały chłopiec szedł powoli cieniem z zieloną gałązką
Niedbale opuścił skrzydła.
Ziemia dusiła się gorącym żółtym pyłem
słońca,gliny, piasku.
A jednak go zauważyli
ograbili z gałązki i procy.
Usiedli i czekali: zakwitła!
Procę zniszczyli - po nich już
nikogo nie może ustrzelić
niepotrzebny Amor.

sobota, 23 maja 2009

Jaszczurka (24.07.2007)


Myła nogi. W misce. Najpierw wodę ze studni, potem zagrzać w tym starym

garnku który pamięta jeszcze...
Srebrzysty kubek do wody - zimna - gorąca, rozchlapuje. Wytrzeć potem.
Ciepło pulsuje aż do kolan. Mydło. Mydło pachnie już na zawsze wsią,
chatą. Kupiła nie pamięta jakie.

Zauważyła. Zauważyła ją. Cztery nóżki. Uniesiony pyszczek,
gruby ogon. Zimno. Nie biega.. Patyk pod piecem. Wystygłym. Wieczorem
widziała ją. Nie zmieniona. Zimno. Nie biega. Patyk...

Zimno jej. Nie grzeje wody. Wody nie ma. Została w studni. Nie nabrana.
Okno otwarte. Noc. Zimno.
Zjada kamienie. Nie zjada, próbuje. Próbuje każdego po trochu. Smakują

jednakowo. Nie widzi. Nie musi patrzeć. Pamięta barwy. Kształt w
rękach.
I nic nie ważą. Ciężkie i nic nie ważą. Te kamienie spod chaty też.
Piwnicę chciała kiedyś tam. Ale te kamienie pod chatą ciężkie.
Ciężko wykopać. Smakują tak samo. Ciężkie i nic nie ważą. Noc. Zimno.
Dzień.
Noc. Noc. Zimno.

Dzieci przyszły. Pajęczyny. Okno otwarte. Kurzu więcej bo otwarte.
Patyki pod piecem. Książki. Rozdać, trochę wziąć. Później. Kiedyś.

W każdej stroniczki jakieś ważne, zaznaczone skrawkami. Zapisane są.
I puste, czyste. Albo czytać wszystko albo nie zwracać uwagi.
Nie zwracać uwagi. Czytać. Usta pełne kamienia.

Dzieci widzieć. Słyszy głosy. Widzieć nie musi - własne. Własne.
Każdy wie. Wie jak wyglądają. Słyszy. Słyszy je.

W piecu trzeba napalić. Cieplej od razu. Nic się palić nie będzie.
Nie teraz. Może kiedyś. Gazet też nie. No na pewno te odłożone.
Pochowane. I te kawałki w książkach. To nie zakładki. Ważne. Ważne
chyba. Nie palić.

Kamień w ustach został. Mniej go. Suchy. Smakuje. Dobry. Był zawsze.
Zniknie od ciepła. Zniknie. Ciepło... Ciepło. Pulsuje. Ciepło. Odchodzi.
Chciała tego. Nie chciała kiedyś a teraz odchodzi.
Chce teraz. Odchodzi. Ciepło pulsuje aż... Odchodzi. Kamieni nie
potrzebuje. Nie potrzebuje.

Słońce odbija się w oku. Zioła w książkach. Książek nie wyrzucą.
Dobre dzieci. Dzieci. Książki. Nie czyta. Wie.


Słońce odbija się w oku. W zdziczałym sadzie mignęła.
Słońce odbiło się w oku.

piątek, 22 maja 2009


http://img1.poczta10.o2.pl/?cmd=getpart&link=wdJpwCkDJ1purFQ6QAkTVVaksBzavAioBI6902HiVBI6JQGRRHAx9WYNBmMQFAdkQxB6kTMseBAAsAGkNjM6kQGl82ZxLGbjOBA6kmc38DKsbSNMOTNVIjMVbQKk5gA6kFAYEUZQF2Z7aiNfaWaRk